Hamburg-Germany
Wspomnienia
z moich szkolnych lat
od
roku 1928 do 1936.
Urodziłem się w roku 1922 w Nysie i mieszkałem przy Pl.
Kościelnym nr 10, gdzie teraz mieści się Bank PKO BP.
Uczęszczałem do katolickiej szkoły dla chłopców nr 1 i
2, które mieściły się w teraźniejszej
Szkole Podstawowej nr 1 w Nysie. W każdej szkole było po 8 klas a i b (16 oddziałów w jednej szkole i 16 oddziałów w drugiej). Do
każdej klasy chodziło około 40 uczniów, ogółem było nas 1280-1300 chłopców. W
pierwszym dniu nauki szkolnej dostałem, jak
prawie wszystkie pierwszaki, kolorowy róg obfitości ze słodyczami.
Przez
pierwsze trzy lata siedzieliśmy w długich drewnianych ławkach po 4 uczniów.
Blat do pisania miał wgłębienia na kałamarz, obsadkę , ołówek itp. Pod blatem
była półka na tornister. Początkowo pisaliśmy rysikiem na tabliczkach.
Niestety, tabliczki były dość kruche. Z boku tabliczki umocowane były:
szmateczka i gąbka.
Uczyliśmy się poznawać drukowane i pisane litery łacińskie oraz
czytać i pisać. W następnej klasie mieliśmy pismo łamane /drukowane litery
niemieckie/. Poza tym uczyliśmy się: religii, kaligrafii, rachowania,
gimnastyki, krajoznawstwa i rysunków. W trzeciej klasie z przedmiotów
dochodziła: geografia, biologia, historia i matematyka.
Lekcję religii prowadził
wychowawca klasy. Co pewien czas w
katedrze była szkolna msza. Dwa razy w tygodniu mieliśmy gimnastykę w dużej
hali sportowej, która znajdowała się obok budynku szkoły.
Do roku 1935 chodziliśmy do szkoły cały
tydzień od poniedziałku do soboty. Od roku 1935 trzeba było co sobotę,
obowiązkowo chodzić na zbiórkę "młodzieżówki" niemieckiej.
Chodziliśmy również na wycieczki, początkowo w najbliższe
okolice, a później na Górę Chrobrego, na Kopę Biskupią albo do kamieniołomów.
Kiedy panowały upały (tzn.
kiedy o godz.10.00 rano było powyżej25°C), kierownictwo szkoły pozwalało na
wypuszczenie dzieci do domu.
Ferie były 5 razy w roku:
ferie wielkanocne 2 tygodnie
ferie zielonych świąt 1 tydzień
ferie
letnie 5 tygodni
ferie jesienne 2 tygodnie
ferie
zimowe 2 tygodnie
W naszej szkole wykładali
tylko mężczyźni.
Na pulpicie nauczyciela leżała trzcina, którą
natychmiast używano, kiedy ktoś był
nieposłuszny, nie wykonał zadania szkolnego lub przeszkadzał podczas lekcji.
Uczeń dostawał po palcach lub "wytrzepano" mu portki.
Spotkań nauczycieli z rodzicami lub wywiadówek nie było.
Dwa razy do roku otrzymywaliśmy świadectwa. Był to zeszyt, który
znajdował się w szkole, gdzie wydrukowane były formularze świadectw.
Na półrocze i na koniec
roku szkolnego wpisywano stopnie. Ten wypełniony przez wychowawcę zeszyt brał
uczeń do domu, rodzic przyjmował do wiadomości informacje w nim zawarte i
potwierdzał to podpisem. Następnie zwracano zeszyt do szkoły.
Nie chcę się chwalić, ale
należałem do lepszych uczniów. Co roku z dobrymi notami zdawałem do następnej
klasy.
W roku 1936 skończyłem
szkołę podstawową i rozpocząłem naukę w zawodzie drukarza w "Gazecie
Nyskiej".
Franz Schmieschek